Urzędnicy i pracodawcy. Co kraj, to obyczaj, czyli Himalaje biurokracji

belgiaBelgia

Mój przyjaciel kilkadziesiąt lat temu wyemigrował do Belgii. Tam, aby utrzymać siebie i swoją rodzinę, założył firmę. Po kilku tygodniach prowadzenia działalności w firmie pojawił się przedstawiciel władz miasta z zapytaniem, jak władze miasta mogą mu pomóc w odniesieniu sukcesu w prowadzonej działalności. Mój przyjaciel nie ukrywał zdziwienia taką postawą zarządu miasta. Wszak pochodził z kraju, w którym władza (w tamtym czasie zwana socjalistyczną), jeśli interesowała się przedsiębiorcą to tylko w określonym celu. Jeszcze większe zdziwienie ogarnęło mojego przyjaciela, gdy kilka miesięcy później pojawiła się w jego firmie kontrola z urzędu skarbowego. Wizyta ta została zapowiedziana z dwutygodniowym wyprzedzeniem, co pozwoliło na uporządkowanie przeznaczonych do kontroli obszarów działalności. Zdziwienie mojego kolegi wywołał nie sam fakt pojawienia się kontroli – to rzecz absolutnie normalna – lecz to, co nastąpiło w jej wyniku. Kontrolerzy w sposób kulturalny, by nie powiedzieć przyjazny, merytoryczny i kooperatywny, skrupulatnie sprawdzili kluczowe obszary działalności firmy, sporządzili stosowny protokół, a na koniec – i to był powód zdziwienia – przekazali przyjacielowi szczegółowe uwagi i instrukcje unikania w dalszej działalności popełnionych błędów. I to wszystko. Żadnych kar, żadnych połajanek, żadnych sankcji. Można powiedzieć: pełna kultura, świadomość wspólnych interesów państwa i przedsiębiorcy oraz roli tego ostatniego w budowaniu dobrobytu całego społeczeństwa.

Polska. Ojczyzna moja ukochana

Przypomniała mi się ta historia, kiedy inny mój kolega prowadzący zakład pracy chronionej opowiedział mi historię kontroli, jaką przeprowadzili w jego firmie przedstawiciele PFRON-u w ostatnim czasie. Oni także zapowiedzieli swoje przybycie do firmy z dwutygodniowym wyprzedzeniem. I na tym analogie do poprzedniej historii się kończą. Mój kolega miał nieodparte wrażenie, jakby od początku wiedział, jaki jest cel tej kontroli. Kontrolerzy byli nieuprzejmi, współpraca od początku była trudna i nieprzyjemna. Najbardziej zdumiewający aspekt kontroli polegał na tym, że kontrolerzy zażądali możliwości rozmowy z pracownikami niepełnosprawnymi w celu uzyskania od nich informacji. Ostatecznie usatysfakcjonowali się złożonymi na piśmie oświadczeniami pracowników dotyczącymi następujących kwestii: Czy pracują na umowę o pracę? Czy wynagrodzenie za pracę otrzymują w terminie i czy wypłacane jest ono na konto bankowe?

Absurdalność takich pytań zadawanych pracownikom polega na tym, że (pomijając towarzyszący temu stres) w tym samym czasie kontrola dokonała szczegółowego przeglądu akt pracowniczych, list obecności, a także otrzymała wyciągi z kont bankowych potwierdzających wypłatę wynagrodzeń pracowniczych w ten właśnie sposób. Po zakończeniu kontroli pracownicy PFRON-u opuścili firmę bez słowa, udzielając zainteresowanemu wynikami kontroli pracodawcy informacji, że o wszystkim dowie się z protokołu pokontrolnego. W ten sposób zafundowali mojemu koledze kilka tygodni niezłego stresu. Wszak w prasie i na spotkaniach pracodawców osób niepełnosprawnych pojawiają się informacje, że PFRON, zgodnie z obowiązującym prawem, jest zobowiązany podejmować decyzje o karaniu w postaci zwrotu całego SOD-u za najmniejsze nawet uchybienia lub pomyłki. Kolega nie miał złudzeń. Teoria o nieomylności pracodawcy i jego pracowników jest utopią. Jeżeli tylko w trzech miesiącach skontrolowanych przez PFRON kontrola doszuka się kilku pomyłek i podjęta zostanie decyzja o zwrocie SOD-u będzie, ujmując rzecz kolokwialnie, pozamiatane. Prosta kalkulacja: 60 pracowników niepełnosprawnych x średnie dofinansowanie na jednego pracownika, czyli ok. 1000 złotych x 3 miesiące = ok. 180 tysięcy do zwrotu. Mimo że nie ma zaległości płacowych wobec pracowników, ZUS-u i urzędu skarbowego. Strach się bać.

Wyobraziłem sobie, jak zachowaliby się belgijscy koledzy polskich kontrolerów. Mam w tej sprawie taką oto wizualizację. Po pierwsze z pewnością nie szukaliby w rozmowach z pracownikami oświadczeń potwierdzających informacje wynikające wprost z kontroli dokumentów. Po stwierdzeniu nieprawidłowości omówiliby ich przyczyny i istotę z pracodawcą i jego pracownikami odpowiedzialnymi za dokumentację. Właściciel firmy otrzymałby szczegółową informację, jak poprawić popełnione błędy i prawidłowo prowadzić wymaganą prawem dokumentację. I pewnie, opuszczając firmę, życzyliby pracodawcy sukcesów w dalszym prowadzeniu działalności i utrzymaniu miejsc pracy osób niepełnosprawnych. Z pewnością też zaprosiliby przedsiębiorcę do stałej współpracy z urzędem w zakresie wszelkich wątpliwości dotyczących interpretacji przepisów i prawidłowego prowadzenia dokumentacji. „Proszę dzwonić o każdej porze – pomaganie przedsiębiorcy to nasz obowiązek” – dodaliby na koniec.

Tę wizualizację dedykuję politykom, parlamentarzystom oraz szefom centralnych urzędów i funduszy państwowych, którzy często publicznie oświadczają, że należy zwalczać i jak najszybciej wyeliminować wszelkie szkodliwe społecznie zjawiska biurokratyzacji (czytaj bezduszności) zarówno w przepisach prawa, jak i w działalności naszych urzędów.

Zakończenie, które napisało życie
LITOŚCI, Panie Wicepremierze Morawiecki

Życie do niniejszego artykułu dopisało kolejny absurd biurokratycznego myślenia. Kilkanaście dni temu w bardzo krótkim czasie Zarząd PFRON-u i Biuro Pełnomocnika Rządu wydały dwa sprzeczne komunikaty dotyczące interpretacji przepisów związanych z udzielaniem ulg na PFRON. Z przepisów artykułu 22 ustawy o rehabilitacji wynika, że pracodawca udzielający ulg na PFRON ma obowiązek wystawić swojemu klientowi tzw. INF-U tzn. informację na specjalnym druku, o wysokości przysługującej mu ulgi na PFRON. Problem w tym, że wśród klientów firm udzielających ulg są także przedsiębiorstwa, które nie są zobowiązane do wpłat na PFRON (zatrudniają poniżej 25 osób), a także takie które na PFRON nie płacą bo zatrudniają powyżej 6% osób niepełnosprawnych. W tej grupie są także zakłady pracy chronionej.

Jedna z ww. instytucji została przez organizację pracodawców zapytana, czy przedsiębiorca udzielający ulg będzie podlegał karze, jeśli nie wyśle informacji o uldze do firmy niezobowiązanej do wpłat na PFRON. Instytucja na piśmie odpowiedziała, że nie. Nie będziemy karać pracodawcy, który nie wyśle INF-U o ulgach do klienta, który nie potrzebuje takiej ulgi.

Radość z tak przyjaznej dla pracodawcy interpretacji przepisów trwała bardzo krótko. Już kilka dni później druga z tych instytucji oświadczyła w publikowanym komunikacie, że wręcz przeciwnie, pracodawca musi wystawić INF-U wszystkim swoim klientom (także tym, którzy tego nie potrzebują). Gdy tego nie zrobi zapłaci karę pieniężną przewidzianą przepisami.

Oto szczyt biurokratycznej mitręgi i mentalności. W wystawienie dokumentu zostanie zaangażowanych kilka osób. Niepotrzebna informacja zostanie wysłana do klienta, zostanie też przekazana do PFRON-u, tam zostanie przetworzona i ujęta w stosownych danych liczbowych i finansowych. Oczywiście  stworzy fałszywy obraz rzeczywistości (zwiększy kwotę ulg udzielonych ogółem, które nie zostaną wykorzystane – po co komu ulga której nie może wykorzystać?) a pracodawca, który nie wystawi nikomu do niczego niepotrzebnego dokumentu zapłaci karę pieniężną. Co więcej – w myśl przepisów klient, który nie otrzyma zaświadczenia na mocy decyzji PFRON-u, utraci prawo do wykorzystania niepotrzebnej mu ulgi (żarcik).

I to wszystko dzieje się tu i teraz pod okiem Wicepremiera Morawieckiego obiecującego przedsiębiorcom walkę z absurdalnymi karami niewspółmiernymi do popełnionego wykroczenia.

Himalaje biurokracji zdobyte. Morał: teraz może być już tylko lepiej.

Jan Kwiatek

2 myśli nt. „Urzędnicy i pracodawcy. Co kraj, to obyczaj, czyli Himalaje biurokracji

Dodaj komentarz

Loading Facebook Comments ...