Powolna agonia spółdzielni inwalidów

IMG_5781-001Z  roku na rok zmniejsza się liczba spółdzielni inwalidów i spółdzielni niewidomych w Polsce. Wraz ze spółdzielniami bezpowrotnie znikają bezpieczne i trwałe miejsca pracy dla najciężej poszkodowanych osób z niepełnosprawnością.

Spółdzielnie inwalidów oraz niewidomych w Polsce zaczęły masowo powstawać w latach 50. i 60. W tamtych czasach państwo całkowicie scedowało na te podmioty obowiązek aktywizacji zawodowej osób z niepełnosprawnością.
Jak mówi Jerzy Szreter, prezes Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Inwalidów i Spółdzielni Niewidomych (KZRSIiSN), w latach 80. spółdzielnie zatrudniały ok. 202 tys. osób z niepełnosprawnością.

Polskie rozwiązania znane były w świecie – w literaturze naukowej funkcjonowało pojęcie „polskiej szkoły rehabilitacji”, wg której w miejscu pracy odbywały się kompleksowe działania, łączące w sobie rehabilitację zawodową, społeczną i medyczną. Międzynarodowa Organizacja Pracy uznawała ten system za modelowy i warty upowszechniania, a do Polski przyjeżdżały delegacje z krajów zachodnich, by poznawać dobre praktyki.

Stare giną, nowych nikt nie zakłada

W końcówce lat 80., tuż przed transformacją ustrojową, w Polsce działały 454 spółdzielnie inwalidów i niewidomych, zatrudniające łącznie 270 tysięcy osób, w tym 75% pracowników z niepełnosprawnością. Od tamtego czasu z roku na rok liczba tych podmiotów stopniowo maleje. W roku 2000 funkcjonowało 356 spółdzielni inwalidów i niewidomych, w 2009 r. – 265, a w 2013 r. – już tylko 184 (patrz – tab. 1).

Tab. 1. Źródło: oprac. własne na podstawie danych od wojewodów ze sprawozdań INF-ZPCH-ZAZ opublikowanych przez Biuro Pełnomocnika Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych

Tab. 2. Źródło: oprac. własne na podstawie danych od wojewodów ze sprawozdań INF-ZPCH-ZAZ opublikowanych przez Biuro Pełnomocnika Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych

Trzeba zaznaczyć, że duża liczba istniejących spółdzielni jest w stanie upadłości, co oznacza, że w kolejnych latach znikną one z mapy polskich przedsiębiorstw. Według danych KZRSIiSN, w stanie upadłości w 2009 r. było 50 istniejących spółdzielni, a w 2013 r. – 71.

Konsekwencją likwidacji spółdzielni jest spadek zatrudnienia. W 2009 r. w spółdzielniach pracowało 33,9 tys. osób niepełnosprawnych, a w 2013 r. już tylko 18,9 tys. (patrz tab.2). Oznacza to, że w ciągu ostatnich czterech lat zlikwidowano ponad 15 tysięcy miejsc pracy dla najciężej poszkodowanych osób niepełnosprawnych.

– W czasach świetności zatrudnialiśmy 380 osób, dziś – poniżej 80, w tym 64 osoby z niepełnosprawnością, z czego 60 to niewidomi. Natomiast od pewnego czasu nie zwalniamy pracowników. Oczywiście jest dofinansowanie do pensji pracowników z PFRON-u, ale ta pomoc nie jest zbyt duża i, praktycznie rzecz biorąc, spółdzielnie niewidomych mają dziś wielkie trudności z utrzymaniem się – podkreśla Kazimierz Lemańczyk, prezes spółdzielni Nowa Praca Niewidomych, pracujący na tym stanowisku już 57 lat.

– Gospodarka rynkowa polega między innymi na tym, że jednym podmiotom udaje się przetrwać na rynku, innym nie. Jedne upadają, a obok tworzone są nowe. Problem w tym, że jeśli chodzi o spółdzielnie – to stare są likwidowane, a nowe nie powstają – mówi Jerzy Szreter.

Obowiązujące regulacje  prawne określają maksymalną pomoc PFRON-u w stworzeniu nowego stanowiska pracy w wysokości 15-krotnego przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce narodowej.  Przyjmijmy, że chcemy odtworzyć stanowiska pracy osobom zwolnionym ze spółdzielni w ciągu minionych czterech lat. Ile mogłoby to kosztować?  W tym celu mnożymy liczby osób zwolnionych (podane w tab. 2) przez maksymalną wysokość refundacji (15-krotne przeciętne wynagrodzenie dla każdego roku).  Otrzymujemy horrendalną kwotę 790 100 145 zł.  Skorygujmy to wyliczenie i przyjmijmy, że koszty stanowiska to 3/4 kwoty maksymalnej, czyli 30 tys. zł. Przy tak ostrożnym wyliczeniu musimy dojść do smutnej konstatacji, że lekką ręką wyrzucono w błoto ponad 450 mln zł. Strat moralnych, ludzkich dramatów nie próbujmy już wyliczać.

Nierówna walka na rynku

Głównym problemem spółdzielni inwalidów i niewidomych jest konieczność konkurowania z prywatnymi przedsiębiorstwami na wolnym rynku, bez dodatkowego wsparcia państwa. Tymczasem spółdzielnie te siłą rzeczy z jednej strony mają niższą wydajność pracowników, a z drugiej – specyficzne ustawowe uwarunkowania, które osłabiają ich konkurencyjność. Jest to m.in. usztywniony stosunek pracy – w przypadku braku nowych zamówień, w spółdzielni trudniej jest zwolnić pracownika niż w innym przedsiębiorstwie. Trudniej też inwestować w rozwój, bo żeby przekazać wypracowany zysk, np. na zakup nowocześniejszych maszyn, a nie na dodatki do pensji pracowników – trzeba przekonać do tego załogę.

Sytuacja spółdzielni jest więc coraz gorsza, co obrazują wyniki finansowe. Jak podaje KZRSIiSN, 88% spółdzielni notuje stratę ze sprzedaży, a 46% – z działalności operacyjnej. Te i tak trudne warunki uległy znacznemu pogorszeniu, gdyż od 1 kwietnia obowiązuje niższe, wyrównane z rynkiem otwartym, dofinansowanie do pensji z PFRON-u.

Groźba utraty SOD-u *

Spółdzielniom będącym w najtrudniejszej sytuacji ekonomicznej grozi zatrzymanie dofinansowań do pensji pracowników, co w praktyce może się stać gwoździem do trumny tych przedsiębiorstw. Zasada nieprzekazywania pomocy firmom będącym w złej kondycji finansowej obowiązuje w Polsce od początku 2009 r. – to wtedy weszła w życie nowelizacja ustawy o rehabilitacji, dostosowująca polskie prawo do rozporządzenia Komisji Europejskiej nr 800/2008 w sprawie wyłączeń blokowych. Zgodnie z zapisami wspólnotowymi dofinansowanie może być zatrzymane, gdy straty i zadłużenie rosną, a obroty się zmniejszają. Sytuacja ta szczególnie dotyka spółdzielnie inwalidów i niewidomych, które często funkcjonują na granicy rentowności.

Warto jednak zaznaczyć, że administracja państwowa przy dostosowaniu naszego prawa do rozporządzenia nr 800/2008 przeoczyła jeden drobiazg. Kraje Unii Europejskiej nie stosują tych zapisów dla szeroko pojętej działalności społecznej, a wiele podmiotów z tego obszaru notuje straty. Prawo to zostało ustanowione po to, aby pomoc publiczna nie trafiała do wielkich firm zagrożonych upadłością, np. polskiego LOT-u.

– 3-4 lata temu nasze wskaźniki się pogorszyły i wstrzymano nam SOD. Odwołaliśmy się i przywrócono nam finansowanie. Powiedziałem wtedy, że PFRON powinien być lekarzem – jak dzieje się coś złego, zasadą powinna być pomoc, a nie dobijanie zakładu – przekonuje prezes Lemańczyk.

Efekt prospołeczny

Obecnie często pojawia się pogląd, że zakłady pracy chronionej, w tym także spółdzielnie, należy likwidować, a osoby z niepełnosprawnością powinny znajdować zatrudnienie na otwartym rynku pracy. Tymczasem prezesi spółdzielni zwracają uwagę, że ich pracownicy mieliby ogromne trudności ze znalezieniem pracy poza zakładami pracy chronionej.

Jestem przekonany, że przynajmniej jakaś część z pracowników zatrudnianych przez spółdzielnie nie poradziłaby sobie na otwartym rynku pracy. Ewentualnie pracownicy ci dostaliby najmniej atrakcyjną i najgorzej opłacaną pracę. Chodzi też o odpowiednią atmosferę pracy, przyjazną osobom z niepełnosprawnością, nie jestem pewien, czy zakłady z otwartego rynku potrafiłyby ją stworzyć, chociaż trzeba przyznać, że jesteśmy pod tym względem coraz bardziej otwarci – mówi  Artur Walo, prezes Spółdzielni Inwalidów „Elektra”.

Prospołeczną rolę spółdzielni podkreśla też Ludwik Mizera z KRZSIiSN, który prowadzi badania na temat stanu spółdzielczości inwalidów: – Obraz, jaki wyłania się z badań, potwierdza dobre wypełnianie funkcji społecznych przez spółdzielczość inwalidzką, ale jednocześnie niepokojąco słabą kondycję finansową i to mimo relatywnie niskich kosztów własnych i systemowej dotacji ze środków publicznych. W tej sytuacji należałoby rozważyć dla nich dodatkowe formy wsparcia. Spółdzielnia inwalidów lub spółdzielnia niewidomych jest w istocie przedsiębiorstwem społecznym, wypełniającym ważne zadania pożytku publicznego – czytamy w publikacji Mizery pt. „Stan spółdzielczości inwalidów w świetle badań ankietowych”.

Warto zaznaczyć, że w Polsce sektor spółdzielczości traktuje się często jako relikt poprzedniego systemu gospodarczego, podczas gdy w zachodniej Europie ten model prowadzenia działalności gospodarczej przeżywa renesans. W Polsce spółdzielnie generują niecały 1% PKB, średnia europejska wynosi natomiast 6%. Jak podaje International Co-operatives Alliance (ICA), na całym świecie członkami spółdzielni jest co najmniej 800 mln osób, a przedsiębiorstwa spółdzielcze tworzą 100 milionów miejsc pracy – o 20% więcej niż międzynarodowe korporacje.

Marta Grzymkowska ____

* SOD – potocznie dofinansowania do pensji pracowników z niepełnosprawnością, skrót od Systemu Obsługi Dofinansowań PFRON.

5 myśli nt. „Powolna agonia spółdzielni inwalidów

  1. Magorzata Lubliska

    Jak się mają spłdzielnie inwalidw do nowego rodzaju spłdzielni socjalnych ? Czy roznica polega tylko na tym, że w społdzielniach inwalidow zysku nie można przeznaczyć na inwestycje ? Czy nie mozna przeksztalcic spoldzielni inwalidow w spoldzielnie socjalna ?

  2. jacek

    j estem nie pelno sprawny trochu chodze o kulach
    widzialbym na rynku spoldzielnie inwalidow czy socjalne
    ktorym glównym zadaniem byla by praca dla ludzi niepelno sprawnych
    ktoa dawala by im przede wszystkim
    mozliwosc dorobienie do rety socjalnej
    lub zarobienie jakich kolwiek pieniedzy by w miare godnie moc zyc
    podniesienie swojej wartosci jako czlowieka ktory bierze udzial wzyciu spoleczenstwa
    ijest na cos przydatny
    ale niestetyw tych czasach liczy sie tylko pieniadz
    ja osobiscie wpadlem na taki plan spoldzielni socjalnej ktorej zalozycielami byla py pewna grupa
    ludzi nie pelnosprawnych a pracownikami byli by ludzie nie pelnosprawni
    pelnosprawnymi obsadzalo by sie tylko te stanowiska ktore wymagaja pelnosprawnosci
    ale przegladajac warunki otwarcia i dzialalnosci spoldzielni juz natrafilem na bariery nie do przejscia
    oczywiscie dla mnie
    spoldzielnia nie byla by po to by priorytetem bylo by robienie kasy dla otwierajacech osob
    wiadomo ze nikt za darmo nie pracuje
    chcialbym 50 %zysku przeznaczyc na rozwuj firmy
    wiadomo ze firmy nie mozna rozwijac w nieskonczonosc
    chodzi o to zeby wykorzystac luki na rynku w maksymalnym wymiaze
    a jak sie juz uda by firma dzialala preznie i byla mocna
    mzna wtedy rozwijac firme ale w ten sposob by nie bardzo odczula to firma
    ale cos takiego nie da sie zrobic
    przede wszystkim chodzi o to zeby pracownicy wiedzieli i czuli sie tak 
    ze nie pracuja na kogos [bo tak niestety duza czescc spoeczenstwa uwaza ze pracuje
    na wlasciciela firmy a le kazdy pracuje na to zeby mogl zyc a wlasciceiel mu to udogadnia
    wiadomo ze wlasciciel a wlasciciel to duza roznica ja osobiscie znalem ludzi na rane przyloz
    ale po kilu latach prowadzenia firmy sa skurczybykami dla prracownikow ale to ich ludzie zmusili
    do tego ze taki sie zrobili]
    zeby czuli ze sa czescia calosci ze sa waznym ogniwem ktore to scala ze ich praca jest dla nich
    wiadomo ze ci co zakladaja spoldzielnie sa bez pieniedzy i tu uklon do bezrobocia
    wiadomo ze kasa jest bardzo wazna ale tu tez potrzeba wsparcia przez urzad pracy
    polegajaca na przejsciu calej tej sprawy papierkowej
    tam pracuja fachowcy ktorzy powinni pokazac droge i pomoc przejsc przez nia
    pokazac mozliwosci jakie moze taka spoldzielnia wykorzystac
    w takiej spoldzielni nawet po otwarciu jest duzo problemow wiec
    urzad pracy powin miec jeszcze rok obowiazku na pomoc prawno i fachowa takiej firmy
    zeby pokazac i ukierunkowac firma jak sie zalatwia sprawy
    jezeli ktos ma jakies pomysly sugestie albo chcialby sie podzieli swoimi spostrzezeniami
    lub chce wyrazic opinie prosze o meila natjacek@vp.pl

Dodaj komentarz

Loading Facebook Comments ...